Translate

środa, 1 stycznia 2014

Sylwestrowe latanie w Aeroklubie Gdańskim

   Jak co roku, 31 grudnia w Aeroklubie Gdańskim odbyły się loty sylwestrowe. Bo jak wiadomo sylwester jak już to tylko najwyższych lotów. Po pół rocznym ,,odwyku" od latania nareszcie mogłem się odstresować.

    Prognozy na 31 grudnia zostawiały wiele do życzenia. Co jedna to gorsza. Jedyna, która dawał jakieś nadzieje to AccuWeather, ale ostatnio ich sprawdzalność spadła. Ostatecznie jednak nie odwołano lotów i oficjalnie ustalono zbiórkę na lotnisku o 9:00. Jeszcze o 23:00 sprawdziłem METAR dla EPGD (Port Lotniczy Gdańsk). Zaskoczył mnie komunikat ,,Clear Skies". Wyglądam przez okno - widać gwiazdy. Zawsze jakieś pocieszenie :)
    Wstając o 7:05 i wyglądając za okno ujrzałem idealnie czyste niebo. Wydało mi się to podejrzane. Przecież przez ostatnie dwa tygodnie pokrycie nieba było pełne, padał deszcz i wiał silny wiatr. Myślę ,,pewnie na zachodzie jest wał chmur, lub mgła w Pruszczu...". Na zachodzie niebo również czyste, widoczność doskonała, lekki mrozik... cud i miód, tylko śniegu nie ma. Wyjazd na lotnisko o 7:50. O 8:20 przesiadka z autobusu do znajomego z Aeroklubu - Tomka Siedlara. Przed 9:00 jesteśmy na lotnisku w Pruszczu Gdańskim.
    Lotnisko pokryte szronem i lekką mgłą przywitało nas pełnym słońcem tuż nad linią drzew i lekkim mrozem. Przed hangarem już stoi Puchacz, a Bocian jest wyciągany z hangaru. Wyciągamy też Juniora. Bierzemy spadochrony, podpinamy szybowce do samochodów, wyciągarka rusza na pozycję - próg pasa trawiastego 10. Dziś starty z kierunku 28.
Poranny mróz, słońce, lotnisko i dwa szybowce. Cóż więcej do szczęścia potrzeba?
Bardzo szybko (ekipą 15 osób) wyciągnęliśmy trzy szybowce na start-Puchacza, Juniora i Bociana. Już około 9:15 odbył się pierwszy start. Sceneria cudowna. Oszroniona trawa i niskie słońce dawały idealne warunki do fotografowania. Spisaliśmy listę do startów. Ja wykonałem czwarty lot.
Klubowy Bocian leci w swój pierwszy tego dnia lot.
    Po wejściu na 150-200 metrów ziemia zniknęła nam z oczu. Idealnie uwidoczniona inwersja - rzadkie zjawisko, zwłaszcza w Pruszczu. Po wejściu na 500 metrów (z VATem ) i wyczepieniu liny zaczynamy lot akrobacyjny. Wywrot szybki, dwie pętle i ranwers,  potem ciasne zakręty. Tego mi było trzeba! Gdy prędkość szybowca względem powietrza jest niemal równa zeru wewnątrz nastaje idealna cisza, a wewnątrz czuć coś na kształt mini stanu nieważkości. Cudowne uczucie. Szkoda tylko, że nie można było zrobić lotu z 2000 metrów. Byłby dłuższy, zapewne jeszcze ciekawszy, a widoki byłyby nieporównywalnie lepsze. Niestety nie starczyło zbytnio czasu na zdjęcia, dlatego nie ma ich zbyt dużo z lotu i nie widać tej cudnej inwersji w pełnej krasie.
Inwersja nad Pruszczem widziana z 250 metrów. Wyżej była ładniejsza ;)
    Przed lądowaniem obowiązkowy kosiak (dla niewtajemniczonych low-pass). Ten był tak niski, że ludzie na kwadracie rozstąpili się przed pędzącym Puchaczem jak Morze Czerwone. Po zgłoszeniu z wiatrem w odpowiedzi usłyszeliśmy ,,Pilot jest proszony na kwadrat." Wylądowaliśmy i ... po chwili Tomek znowu w powietrzu. Jedyne co mógł usłyszeć od szefa wyszkolenia to ostrzeżenie, żeby informował fotografów, że zaczyna kosiaka.
    Do szybowników dołączyli spadochroniarze i samolociarze. Do tego pojawiły się TVN24 i TVP Gdańsk. TVP zrobiło materiał o spadochroniarzach, ale pomieszali z szybowcami, więc wyszedł taki bajzel, że sam niewiele z tego zrozumiałem... A szkoda bo mógł być świetny materiał. Na TVN nadal czekamy...
   Wreszcie znalazł się chętny na Juniora. Szybowiec był pokryty grubą warstwą lodu, którą usuwaliśmy kilkanaście minut. Wreszcie udało się go wyczyścić i oblatać. Na Juniorze udało się zrobić tylko dwa loty, z czego ostatni zakończył się bardzo dużym oblodzeniem skrzydeł i uziemieniem Bravo-Golf.
Oszroniony Bravo Golf.
   Pod wieczór zaczęło robić się naprawdę zimno, a nasze grono zaczęło topnieć. Mimo tego udało się w pełni wykorzystać dzień, a ruch na lotnisku był jak w dobre dni lotne w środku lata. Ogółem przy doskonałej pogodzie wykonaliśmy około 40-45 lotów, lataliśmy od 9:15 do 15:30, czyli do zachodu słońca. Średni czas lotu to 7-8 minut, a na kwadracie zjawiło się ogółem około 30 osób.
Ostatni start tego roku. Puchacz SP-3407
Na koniec tradycyjna lampka szampana, życzenia noworoczne w gronie aeroklubowym (wszystkie obecne sekcje), podsumowanie i do domów. Tak oto zakończony został sezon lotny 2013 w Aeroklubie Gdańskim.

Najlepsze zdjęcia:


 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 

2 komentarze:

  1. Super! Zazdroszczę takiego sylwestra:) świetne zdjęcia, aż szkoda, że na sezon musimy jeszcze trochę poczekać:) pozdrawiam, Monika

    OdpowiedzUsuń
  2. Szczerze polecam Hydrocrane (http://hydrocrane.pl/pl/) - firma, która ma bardzo wiele do zaoferowania.

    OdpowiedzUsuń